wtorek, 22 stycznia 2013

XII


(Bon Iver - "Creature Fear" -- polecam sobie włączyć :)

Dwunastego grudnia w szybę okna mojego dormitorium, które dzieliłam z Lavender i Parvati, zaskrobała bardzo mi znajoma stara sowa. Był to Errol. Wygramoliłam się z łóżka. Po drugiej stornie widziałam tylko jednolitą biel. Błonia tonęły w śniegu. Przeraźliwie zimnym i mokrym.
Odebrałam niedbale zapakowany list. Poznałam męskie pismo. Moje serce podskoczyło do gardła, a w żołądku coś się poruszyło. Rozerwałam szybko kopertę. 

"Hermiono,
obiecałem Fredowi, że Wam, a w szczególności Tobie, o tym nie powiem, ale jest w okropnym stanie. Pewnie słyszałaś od naszej siostry co stało się dwa miesiące temu. 
Już ze mną nie rozmawia, czasem słyszę jak coś jęczy do siebie, że powinien był to skończyć od razu, kiedy Cię zauważył.  Naprawdę nie powinienem przekazywać Ci tych wiadomości, dlatego, proszę zachowaj to tylko dla siebie.
Proszę przyjedźcie na Święta do Nory, bo ja już sam nie daję rady.
                              George.
P.S. Pozdrów ode mnie Lunę... albo nie."

Sięgnęłam do szuflady małego biurka i wyjęłam pergamin oraz pióro. Tak naprawdę się nie cieszyłam z tych wiadomości. Byłam raczej zła. Czy on myślał, że ja polecę jak na skrzydłach i wpadnę mu w ramiona? Starałam się odpisać dość formalnie:

"Drogi George'u,
tegoroczne święta planowaliśmy spędzić w zamku. Nie sadzę by cokolwiek miało wpłynąć na zmianę naszych planów. 
                                                          Przepraszam, Hermiona."


Pomimo rozdzierającego bólu w moim sercu przekazałam ptakowi wiadomość, pogłaskałam po łebku i pożegnałam wzrokiem. Zastanawiało mnie dlaczego nie mógł się sam odezwać. 

- Ostatni raz do Hogsmeade przed świętami! - krzyknął Ron w sobotę rano wbiegając do pokoju wspólnego. Mimowolnie jęknęłam. Lubiłam święta, ale nienawidziłam kupować prezentów. Zawsze trzeba było się wysilać i wymyślać coś kreatywnego.
- Nie ekscytuj się tak, Ronald. Po świętach czeka nas ostra nauka do owutemów. - spróbowałam opanować jego entuzjazm. Opadł bezsilnie na kanapę i zarył twarzą w siedzenie.
- Potrafisz ugasić ostatni płomień entuzjazmu w tej szkole. - powiedział w poduszkę, na której siedziało zdecydowanie zbyt wiele istnień by mogła dotykać czyjejś twarzy. - Jeszcze czeka nas w styczniu Bal Siódmoklasistów. - czyli dosłownie to samo, co mugolska studniówka.
- I co w związku z tym?
- Ciekawy jestem czy w ogóle pójdziesz. W końcu to pięć miesięcy do owutemów! Nie można zaniedbać ich nawet na jeden wieczór!
Świetnie szło mu udawanie mnie. Rzeczywiście uważałam, że nie powinniśmy, a przynajmniej ja, zaniedbywać teraz nauki. Tak na prawdę to była dla mnie ucieczka od nieprzyjemnych myśli związanych z Fredem i ostatnimi listami od Georga. Bałam się co może sobie zrobić.

2 komentarze:

  1. Boski! Boski! Boski! Będę to powtarzać przez cały czas! Uwielbiam czytać tego fanficka ;) Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. haha, faktycznie, Ron świetnie ją udaje :)

    OdpowiedzUsuń