Uwiesiłam się na umywalce i pękłam. Rzewnie ryczałam. Kompletnie nie rozumiałam zachowania Freda, myślę, że nikt w tym domu go nie rozumiał. Może nie było w porządku, ale dostrzegał mnie, a kiedy tylko w polu widzenia pojawiała się Angelina, cały świat przestawał dla niego istnieć. Spojrzałam w lustro, wyglądałam paskudnie. Czerwona i spuchnięta. Otarłam łzy rękawem bluzy.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć, więc nie odezwałam się przerywając ciszę jedynie pociąganiem nosa. Osoba weszła mimo to. Podniosłam wzrok i ujrzałam w lustrze Rona, stojącego za mną.
- Zachował się okropnie, co? - powiedział patrząc na mnie z politowaniem. - Ale są plusy: nie będziesz go musiała widzieć. Ani w domu, ani w szkole...
Nie wytrzymałam znowu, rzuciłam mu się na szyję i popłynęła kolejna fala łez. Osunęliśmy się na podłogę. Ron siedział, a moja głowa spoczywała mu na kolanach. Gładził mnie po plecach i co chwilę odgarniał moje niesforne włosy, które nieustannie spadały mi na twarz.
- Jak... ty... to... wytrzy... mujesz? - wydukałam pomiędzy spazmami szlochu.
- Po prostu wiem, że nie byłabyś ze mną dostatecznie szczęśliwa. Pewnie ja też bym do końca nie był, bo nie kochałabyś mnie tak mocno jak ja bym chciał. Wystarczająco zadowala mnie twoja przyjaźń. No i mogę cię pocieszać na podłodze w łazience. - usilnie próbował mnie rozśmieszyć.
Czułam się błogo mogąc leżeć na jego kolanach. Ogarnął mnie spokój i wszystkie moje nerwy odpłynęły.
- Wszyscy myślą, że nie zdajesz sobie sprawy z moich uczuć do niego. - powiedziałam, kiedy już się uspokoiłam.
- Trzeba być naprawdę ślepym, Hermiono. - zaśmiał się nerwowo. - Dobra, dosyć tego. Wstawaj, nie możesz spędzić całego życia na podłodze w łazience.
Ron pomógł mi wstać i doprowadzić do porządku. Zaprowadził mnie do swojego pokoju. Nieco się zdziwiłam kiedy odgarnął kołdrę na swoim łóżku i spojrzał zachęcająco, ale byłam zbyt wyczerpana, marzyłam tylko o tym żeby się położyć, obojętnie gdzie.
Wczołgałam się pod pościel i podkuliłam nogi jak najwyżej mogłam. Ron przykrył mnie po samą szyję i wyszedł z pokoju. W drzwiach minął go Harry z twarzą zupełnie bez wyrazu. Był zbyt poważny, chociaż zawsze bawiły mnie jego nieśmiałe uśmieszki w kierunku dziewczyn. A zwłaszcza tych, które mu się podobały.
Usiadł obok mnie i potarł moje ramię pocieszająco. Potrafił być taki kochany nawet bez słowa. Pochylił się nade mną i pocałował przeciągle w czoło. Ten sam nieśmiały Harry Potter. A potem jak gdyby nigdy nic zabrał się za układanie nowych książek w kufrze.
Wlepiłam wzrok tępo w pochyłą ścianę naprzeciw łóżka. Widniały na niej ruszające się plakaty Wiktora Kruma i narodowej reprezentacji quidditcha Bułgarii.
Do pokoju weszła pani Weasley z tacą pełną jedzenia, a zaraz za nią uśmiechnięty Ron. Niska, przysadzista kobieta o rudych, nieco wyblakłych już, włosach postawiła tacę na brzozowym stoliku przy oknie i zwróciła się w moją stronę.
- Zjedzcie sobie obiad tutaj. Na dole atmosfera jest dosyć... nieprzyjemna. - podeszła bliżej mnie i ukucnęła przy łóżku. - Przepraszam, że tak wyszło. Myślałam, że mój syn jest wystarczająco silny i odważny.
Obudziłam się bladym świtem, słońce dopiero wschodziło. Poprzedniego dnia poszłam spać całkiem wcześnie, dlatego nie miałam problemu z ruszeniem się z łóżka. Przykryłam jak zwykle rozkopaną Ginny i podążyłam w kierunku kuchni.
Stosunkowo duże pomieszczenie zagracone było mnóstwem małych i większych przedmiotów, nie tylko kuchennych. Na całej ścianie naprzeciwko okna stał ogromny regał z książkami (w większości kucharskimi), mugolskimi przedmiotami należącymi do Artura Weasleya (takimi jak telefon) oraz kubkami różnych wielkości, kształtów i kolorów. Sięgnęłam po jeden z nich i przyrządziłam sobie gorącą czekoladę. Porwałam również pierwszą lepszą książkę, której tytuł okazał się brzmieć: "Tysiąc sposobów na podanie kurczaka" i usadowiłam się w fotelu stojącym tyłem do okna tak by słońce idealnie oświetlało mi kolana podsunięte pod brodę, o które oparłam książkę.
Lektura nie była zbyt porywająca, ale tej porze nie byłabym w stanie przeczytać niczego innego. Przyjemnie siedziało się w ciszy, tak ciężkiej do zastania w tym domu.
Niestety, zaledwie minęło pięć upojnych minut, a usłyszałam chichoty z hallu i dwie pary bosych stóp zbiegających po schodach. Byli to oczywiście Fred i Angelina trzymający się za małe palce. Na tę jedną noc zajęli pokój Percy'ego, oficjalnie zajęła go tylko Angelina, ale wszyscy wiedzieli jak to będzie wyglądać.
Dziewczyna miała na sobie majtki i wczorajszą brązową koszulkę Freda, która idealnie komponowała się z jej skórą. On tylko szarobure spodnie dresowe kusząc nagim torsem i pokrytymi piegami ramionami. Pod tym kątem dokładnie ich widziałam, ale oni nie mogli dostrzec mnie.
Wpadli do kuchni i robili masę rzeczy, które wyglądały nieco obrzydliwie. Podawali sobie jedzenie ustami albo oblizywali swoje palce nawzajem, dziewczyna bardzo przedłużała tę czynność, a on nie ukrywał swojego "entuzjazmu". Posadził ją na blacie namiętnie i długo całując. Napierał na nią tak, że musiała oprzeć się plecami o ścianę. Zdawała się wić z ekstazy.
Nie mogłam oderwać od nich wzroku chociaż tak bardzo nie chciałam na to patrzeć. Jego oczy nagle spotkały się z moimi.
- K**** mać ! - przeklął głośno i oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni. Zachowywali się jak dzieci przyłapane na gorącym uczynku, do tego jedno z nich było bardzo przestraszone.
Kiedy Angelina odkryła, że to tylko ja nie przejęła się, za to Fred już nie dał się jej nawet dotknąć - pomimo jej usilnych prób. Odwrócił się na pięcie i czmychnął na górę przeskakując co drugi stopień.
- Wiesz może o co mu chodzi? Ostatnio dziwnie się zachowuje. - usiadła na kanapie naprzeciwko mnie. - Przyznam się, że z początku myślałam, że chce ze mną zerwać. Nie odzywał się tak długo, ale Ginny wyjaśniła mi na Pokątnej co było przyczyną braku odzewu z jego strony. A po wczorajszej nocy domyślam, że raczej nie zamierza tego robić.
- Pewnie dał ci popalić... - mruknęłam, na co dziewczyna zareagowała śmiechem.
- Nie, no co ty! Fred jest taki kochany i ostrożny przede wszystkim. Zupełnie jakby przemyśliwał każdy swój ruch... Nie mam pojęcia co ja bym bez niego zrobiła. - oparła po chwili zamyślenia.
- Bardzo go kochasz, prawda?
- Nie masz pojęcia jak bardzo.
- Myślę, że mam... Chociaż nigdy nie doświadczyłam takiego uczucia. - skłamałam. Nie chciałam nawet postawić się w jej sytuacji.
- A jak tam z Ronem? - widać było po niej, że lubi ploteczki, bardzo się ożywiła.
- Jak ma być? Przyjaźń... chyba wystarczy.
- Fred mówił, że może być coś na rzeczy. - uśmiechała irytująco.
- O? Co ci jeszcze powiedział? - powoli zaczynało się we mnie gotować. Co on sobie myślał?
- Chyba nic więcej... Co ci się stało wczoraj? Jak wybiegłaś do łazienki.
- Wczoraj... A, tak. Okropnie ugryzłam się w język. Straszny ból, dlatego uważaj jak jesz... A zwłaszcza jak jesz w taki sposób jak przed kilkoma minutami. - obie się zaśmiałyśmy. Niestety, tylko ona szczerze.
-Pójdę już zobaczyć co u niego. Jeszcze musimy go spakować, a potem deportować się do mnie. Trzymam za was kciuki! - rzuciła na odchodnym.
To zabrzmiało tak dwuznacznie. Zupełnie jakby trzymała kciuki za mnie i Freda, a nie Rona. Gdyby tylko wiedziała...
Zrobiło mi się żal nie jej, ale samej siebie. Ponieważ to ona go miała, a to ja byłam w nim zakochana na zabój. Ona miała większą władzę i szanse niż ja. Poza tym była ode mnie o wiele ładniejsza: ciemna skóra, wysportowana, duze piersi jak na jej figurę, zdrowe włosy, które da się ułożyć! Jak mogłam się z nią mierzyć?
Akurat kończyłam czytać przepis na kurczaka z orzechami i miodem, a do kuchni weszła pani Weasley prosząc pomoc przy robieniu śniadania. Pożegnalnego. Ale tego nie musiała dopowiadać.
aaaaa, nie wytrzymam. uwielbiam gościa ale teraz mam ochotę go zastrzelić. czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały. zapraszam też na mojego bloga, chociaż nie wiem czy ejst tak dobry jak Twój:) http://www.bittersweet-spell.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. Jak tylko znajdę chwilkę, na pewno zajrzę! A jeśli chodzi o nowe rozdziały, to mam napisane kilka naprzód, być może jutro wrzucę kolejny. Pozdrawiam ;*
UsuńWrrrr.... jak mnie Fred zaczyna denerwować! Piszesz wspaniale! Uwielbiam czytać twojego bloga. Weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńFred jest tutaj irytujący. Angelinę akurat zawsze uwielbiałam i w twoim opowiadaniu też wydaje się być bardzo fajna. :) Natomiast bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazał się Ron. Strasznie mi zaimponował. Nawet nie umiem wyrazić jak bardzo.
OdpowiedzUsuńMasz dobry styl pisania. Przyjemnie się czyta. Fabuła jak na razie nie jest zła - pewnie najlepsza jaką można znaleźć - choć niektóre sprawy rozegrałabym trochę inaczej. Mimo wszystko podoba mi się.