Totalnie zbiła mnie z pantałyku. Bez namysłu poleciałem za nią. Tak bardzo jej potrzebowałem. Jej bliskości, ciepła. Wtargnąłem do pokoju, stała obok swojego łóżka skąpana w świetle południowego słońca. W ułamku sekundy stałem już przed nią i obejmując jej delikatną twarz dłońmi zachłannie wpiłem się w jej malinowe usta. Natychmiastowo oddała pocałunek. Całowała bardzo namiętnie, z pasją. Jakby całe życie na to czekała. Ja sam dałem porwać się emocjom, naparłem tak, że nasz środek ciężkości przesunął się na nią i przewróciliśmy się na jej łóżko. Nie przerwaliśmy. Ona leżała pode mną, ja, podpierając się na rękach starałem się nie przygnieść jej drobnego ciała. Wplotła mi palce we włosy, drugą dłonią objęła za szyję. Ciężko było mi manewrować rękami, więc dawałem z siebie jak najwięcej ustami. Jej wargi od razu rozchyliły się zapraszająco. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu. Może rzeczywiście nie byłem taki zły. Poczułem jak jej ręce wędrują powoli w dół by sięgnąć krawędzi mojej koszulki. Nie chciałem żeby doszło do czegoś więcej, więc zakończyłem te ekscesy. Położyłem się obok niej, a ona wtuliła się we mnie jak szczeniak.
Zaczęła chichotać. Powędrowałem za jej spojrzeniem, które spoczywało na moim kroczu. Reakcja była zbyt impulsywna, zerwałem się na równe nogi. Z impetem przywaliłem w pochyłą ścianę nad nami i upadłem obok łóżka. Hermiona nadal się śmiała, tylko o wiele głośniej.
- Nie rozumiem twojej reakcji, przecież to normalne - mówiła to uśmiechając się pod nosem z widoczną satysfakcją - Chodź no tu - pociągnęła mnie za rękę do siebie. Usiadłem obok niej i w tym momencie usłyszeliśmy hałasy z salonu. Cmoknąłem ją w policzek. Widziałem w jej oczach, że będzie za tym tęsknić. Szybko wyszedłem i kogo ujrzały moje oczy?
U podnóża schodów stała Angelina Johnson we własnej osobie. Jej brązowa skóra połyskiwała w świetle promieni słońca wpadających przez okno w przedpokoju. Wyglądała na rozpromienioną i rześką. Poprawiła włosy upięte w niedbałą kitkę.
Przed wakacjami mieliśmy małą sprzeczkę. Byłem zazdrosny o Lee
- Fred! - wykrzyknęła moja mama. - Zobacz kogo spotkaliśmy na ulicy Pokątnej!
Angelina powiodła za jej spojrzeniem. Jej twarz pojaśniała jeszcze bardziej. Bez wahania pobiegliśmy w swoich kierunkach.
Od kiedy pamiętam zawsze pachniała cynamonem i drzewem sandałowym. Dziewczyna o drobnej budowie, ale wysportowana, w końcu swego czasu grała w reprezentacji Gryffindoru w quidditcha, i niższa ode mnie przynajmniej o głowę, oplotła mnie ramionami. Uniosła głowę i pomimo wzrostu dosięgnęła sprawnie moich ust. Całowała bardzo zachłannie rozkoszując się każdą sekundą. Naprawdę mnie kochała, tak jak pisała w listach.
Oderwała się i głęboko westchnęła. Nie potrafiła ukryć euforii.
- Ginny powiedziała mi dlaczego nie odpisywałeś. Przykro mi z powodu Errola, mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. - spojrzałem na Ginny z wdzięcznością - Pani Weasley zaprosiła mnie, żebym została do końca wakacji, - wziąłem głęboki wdech - ale mogę zostać tylko do jutra. - wydech. - Pisałam ci, że wybieramy się na dwa tygodnie z Alicją, Katie i Lee do Egiptu. To już pojutrze. Nie dałeś mi odpowiedzi... - spojrzała na mnie i wyczekiwała odpowiedzi. Lee już w szkole podrywał Angelinę, nieco bałem się pozwolić jechać jej samej.
- Czemu nie - odpowiedziałem ochoczo.
- Tak! - wykrzyknęła dziewczyna i ponownie obdarowała mnie soczystym całusem
Usłyszeliśmy łoskot nad naszymi głowami. To Hermiona wybiegła z pokoju zakrywając sobie twarz dłońmi. Skierowała się prosto do łazienki.
- Ciekawe co jej się stało? - Angelina wydawała się być bardzo zainteresowana, już miała ruszyć w jej stronę, ale pociągnąłem ją za rękę.
- Tak, ciekawe co też mogło się stać. Wiesz co, wejdę tylko się ubrać i pójdziemy na spacer. Odpowiem ci na wszystkie listy - cmoknąłem ją w czoło i poszliśmy do pokoju, który dzieliłem z Georgem.
Nasz pokój nie był zbyt duży, ale mieścił bardzo dużo. Zaraz za drzwiami, po lewej stronie stał regał pękający w szwach, na którym znajdowały się nasze nieudane lub niedokończone wynalazki. Naprzeciwko drzwi było małe okno, pod którym stała stara miodowa kanapa. Obok było nasze wspólne biurko i dwie dębowe komody, a na przeciwległej ścianie piętrowe łóżko, które pamiętało jeszcze czasy dzieciństwa Billa i Charliego.
- No, czyli Egipt? - oznajmił radośnie George obracając się na krześle. - Musicie mi wybaczyć, ale muszę pilnować interesu. Pojedźcie beze mnie.
- Co? Nasza paczka bez ciebie? Nie zgadzam się. - Angelina wyraziła sprzeciw
- No cóż. Życie - odpowiedział mój brat. - Pomieszkam sobie sam przez dwa tygodnie - wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale tylko ja wiedziałem, że nie jest szczery. Kiedy Angelina odwróciła się do nas tyłem rozglądając się po pokoju, George rzucił mi spojrzenie pełne wyrzutu. Obrócił się w stronę biurka i dalej pracował nad nowym wynalazkiem do sklepu.
Bez słowa ruszyłem do dębowej komody stojącej w rogu pokoju i wyjąłem pierwsze ubrania jakie wpadły mi w ręce.
Ajajaj! Cudownie piszesz! Jestem ciekawa co będzie dalej (; Weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńJak on mógł! Caluje sie z Hermiona i nagle z Angelina jedzie do Egiptu.. Faceci. Czekam na nowy rozdział i jakbyś mogła to poinformuj mnie o nim. Życzę weny. Pozdrawiam! http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńaaaa... Fred doprowadza mnie do ekstazy
OdpowiedzUsuńZabić... normalnie jak on tak mógł... Nie przepadam za Angeliną w takim wydaniu. ale lubię jej nie lubić xD
OdpowiedzUsuń