Przysięgłam sobie, że już nigdy więcej na niego nie spojrzę. Zbyt długo i zbyt dużo przez niego cierpiałam. Po pięciu latach ignorowania mnie miałam go już dość, ale jakoś nie potrafiłam tego okazać. Gdzieś w głębi chciałam żeby wreszcie zwrócił na mnie uwagę, miałam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Może mu się odmieni i uczucia jakimi darzył Angelinę jeszcze w tym roku wygasną? Złudne nadzieje. Karciłam sama siebie w duchu za myślenie o nim. Całe szczęście miałam książki - były moim azylem, portalem do innego świata, w którym mogłam się oderwać od tej marnej rzeczywistości.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Nie czekałam aż ktoś mi otworzy. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam stare, nieco spróchniałe drzwi.
Moim oczom ukazał się rozświetlony setkami różnych lampek i światełek hall z ogromnymi schodami po lewej stronie prowadzącymi na tak wiele kondygnacji dzielonych przez członków tej wspaniałej rodziny. Po prawej stronie była otwarta kuchnia, a za nią również otwarty salon połączony z ogromną jadalnią.
- Harry, Ron?! - krzyknęłam, to było jak automat. W tym momencie przypomniałam sobie o dwóch najlepszych przyjaciołach, których tak dawno nie widziałam. I wtedy usłyszałam jego głos.
- Hej, Hermiona! - był jak miód na moje serce, tak bardzo pokrzywdzone przez niego samego.
- Fred?! - wyrwało mi się. Nienawidziłam siebie za to. Usłyszałam kroki na schodach. Nie mogłam oprzeć się pokusie obserwowania jak rudzielec skąpany w popołudniowym słońcu spływa w moją stronę. Przywitał się w ł a ś n i e ze mną... Myślami byłam już bardzo daleko i wydaje mi się, że były zbyt piękne i głupio zaczęłam się uśmiechać, bo ten nagle spuścił wzrok i zaszył się w kuchni.
- Hermiona! - Ron zjechał po poręczy na sam dół, objął mnie i zakręcił wokół własnej osi. Za nim zbiegł Harry i też mnie przytulił. Nie zdawałam sobie sprawy jak mi ich brakowało. Ron ochoczo chwycił mój kufer, Harry złapał z drugiej strony i pomaszerowali w stronę pokoju Ginny z głupkowatymi uśmiechami na buziach.
- Gdzie pani Weasley? Nie słyszałam jej od kiedy weszłam.
- Polecieli z tatą na Pokątną. Załatwiają jakieś szkolne sprawy - wytłumaczyła mi najmłodsza i jedyna córka państwa Weasley wpychając kufer pod moje tymczasowe łóżko.
Zeszliśmy wszyscy do kuchni i zabraliśmy się do przygotowywania kolacji. George i Ginny robili kanapki, a Harry, Ron i ja nakrywaliśmy do stołu. Myślałam o tym gdzie też może być Fred. Wykręciłam się durnym wyjściem do łazienki i pobiegłam na górę.
biedna, nieszczęśliwie zakochana Hermiona. też tak miałam przez 3 lata.
OdpowiedzUsuń