niedziela, 30 grudnia 2012

VI

Śniłam o tym, że Śmierciożercy porywają Freda. Dookoła było ciemno, niemal całkiem czarno. Znajdowaliśmy się w kręgu nikłego światła, poza którym nic nie było widać. Widziałam jak go torturują. A ja nawet nie krzyczałam, nie wydałam z siebie głosu. Patrzyłam na to jak cierpi, sprawiało mi to dziwną satysfakcję. Nagle leżał cały zakrwawiony na moich rękach, błagał o wybaczenie. Ja byłam jak posąg - nie drgnęłam.
Obudziłam się w samo południe. Słońce wpadające przez okno padało wprost na moją poduszkę. Zerwałam się na równe nogi. Na stoliku leżała karteczka, która głosiła, że cała rodzina pojechała po książki i artykuły szkolne i kupią dla mnie również oraz, że nie chcieli mnie budzić, bo miałam... CIĘŻKI DZIEŃ ?! Co to niby miało znaczyć?
Z racji, że nikogo nie było z domu zeszłam na dół w takim stanie w jakim się obudziłam. Sięgnęłam po szklankę soku dyniowego, którą opróżniłam kilkoma haustami i nalałam sobie kolejną żeby zabrać ją na górę. Obróciłam się na pięcie. Szklanka wysunęła się z moich rąk.
Przede mną stał nikt inny tylko Fred Weasley we własnej osobie. Miał mokre, potargane włosy, które idealnie grały ze starą brązową koszulką i rdzawymi spodenkami.
Oboje przykucnęliśmy i bez słowa zbieraliśmy potłuczone szkło. Wzięłam szmatkę i wytarłam pomarańczowy płyn. Kiedy się obróciłam już go nie było. Wytarłam podłogę jeszcze raz i ruszyłam na górę.
Od razu weszłam do jego pokoju. Leżał na brudno miodowej kanapie naprzeciwko wejścia z wyciągniętymi nogami, które wystawały poza nią.
- Czy ty masz jakiś problem? Unikasz mnie albo się nie odzywasz albo jesteś po prostu niegrzeczny! Dlaczego? Mam już tego dosyć!
- Może to instynkt samozachowawczy... - próbował wybrnąć z sytuacji. Wziął głęboki wdech i podniósł się. - Ron...
- Tu nie chodzi o Rona, tylko o ciebie! - z dołu już nie było mi tak łatwo podnosić na niego głos.
Podszedł do mnie ociągając się. Kosmyk włosów spadający mi na oczy zatknął za ucho.
- Lubię jak się złościsz - uśmiechnął się diabelsko pociągająco. Stał tak przede mną i obserwował mnie - Nie umiem ci wytłumaczyć swojego zachowania. Może mnie onieśmielasz...
- Daj spokój! Ciebie nie da się onieśmielić.
- Da się. Bardzo łatwo. Wystarczy być tobą - spojrzał mi w oczy. Nie przerywając kontaktu wzrokowego pochylił się, miał dużą odległość do pokonania. Ja też się zbliżyłam stając na palcach, on zamknął oczy i lekko wydął usta.
- Nic z tego - powiedziałam przykładając mu dłoń do ust
- Co? Nie rozumiem... - był bardzo zmieszany obrotem sytuacji
- Mącisz mi w głowie przez pięć lat i nagle już jest wszystko jasne, jak stoję tu przed tobą w cienkiej koszulce i szortach! - wyszłam zdecydowanym krokiem zatrzaskując drzwi za sobą. Byłam z siebie po prostu dumna.

V

Nie zdawałem sobie sprawy z tego ile bólu jej zadawałem przez ten czas, a może i nawet dłużej. Ale co ja mogłem zrobić w takiej sytuacji? Sam nie wiedziałem co czuję albo co mam czuć.
Wiem, nie ładnie jest podsłuchiwać. Usłyszałem jej głos i musiałem przystanąć i posłuchać.
Szkoda mi było Rona. Podkochiwał się w niej od kiedy pamiętam, zawsze gadał tylko o niej. Nie ważne czy te dobre, czy te gorsze rzeczy. Dlaczego wybrała sobie akurat mnie?
Wszedłem do pokoju, George majstrował coś przy biurku.
- Była tu, co? - powiedział nawet się nie odwracając. Nie zareagowałem - Jak szykowaliśmy kolację...
- Była. I co z tego? - udawałem, że wszystko jest w porządku. Właściwie było.
- Co z tego?! Nie dajesz jej żyć!
- Ja nie daję jej żyć? To wy wszyscy przez nią nie dajecie mi żyć. Nawet rodzice!
- To powiedz jej wreszcie dla świętego spokoju, że nic z tego, a nie bawisz się nią jak kot z myszą! - jak widać, bardzo mu zależało żebym grał fair wobec wszystkich. Czasem się zastanawiam czemu nie trafił do Hufflepuffu.
- Nie - wyszeptałem gramoląc się do łóżka.
- Dobrze słyszałem? Zdecyduj się, o co ci chodzi człowieku. I co z Angeliną...
- Zrobię to... Wkrótce. - leżąc na plecach założyłem ręce za głowę.
- Czy ty ją kiedyś kochałeś? - spojrzał na mnie z politowaniem.
- Angelinę? Ją czy z...
- Nie kończ! , czy ją kiedyś kochałeś?
- Nie wiem, na początku chyba tak... Pewnie, że ją kocham! Co za idiota byłby z dziewczyną nie kochając jej?
- Najwyraźniej jesteś idiotą. - uśmiechnął się triumfalnie mogąc złapać mnie za słówka. - Może odpisałbyś na jej listy?
- Jutro.
- A co czujesz do Hermiony? Kochasz ją?
- Daj mi spać! - obróciłem się tyłem do biurka i udawałem, że staram się zasnąć. Najgorsze jest nie wiedzieć samemu i tkwić w otępieniu. George się już nie odezwał.
Od kiedy jest coś na rzeczy z Hermioną nasze stosunki są jakby... na wyższym poziomie. Nie jesteśmy już tymi chłopcami od psikusów, wydorośleliśmy. Chociaż, kiedy z Angeliną byłem w podobnej sytuacji z Georgem było tak jak zwykle. Kupa śmiechu, krótko mówiąc. Widziałem, że mu tego brakowało, ale starał się nie okazywać, a raczej próbował się dostosować. Może dlatego, bo sam nie miał dziewczyny poza jednym wyjściem z Luną do Hogsmeade przed zeszłorocznymi świętami.
Na szczęście doszedł do wniosku, że jest zbyt stuknięta nawet jak dla niego. Oczywiście ja mu w tym pomogłem. Do tego była w wieku Ginny.

sobota, 29 grudnia 2012

IV

Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do łazienki. Świadomość tego, że Fred ma mnie gdzieś stała się bardziej wyraźna. Nic z tego nie będzie. Nie zamierzałam płakać, nauczyłam się z tym walczyć. W końcu odrzucał mnie na każdym kroku. Wystarczyło, że nasze oczy się spotkały i już czułam bijącą od niego jakąś odpychającą energię.
Umyłam twarz zimną wodą. W drodze powrotnej weszłam do pokoju i przebrałam bluzkę, dla pozorów. Kiedy w kuchni spytali, co się stało powiedziałam, że oblałam się wodą. To całkiem do mnie podobne.
Wieczorem, kiedy już wszyscy byli w swoich pokojach leżałyśmy już z Ginny w piżamach pod kołdrami.
- On wie - zadźwięczały słowa rudowłosej.
- Kto wie? O czym? - starałam się udawać głupią.
- Fred. O tobie. A raczej twoim zauroczeniu.
- Zauroczeniu! - żachnęłam się. Przez chwilę panowała cisza.
- Generalnie wszyscy o tym wiemy, tylko Ron nie zdaje sobie sprawy... - szepnęła i odwróciła się na prawy bok żeby mnie lepiej widzieć.
- I co mi z tego? Hm? Co mi z tego, że on wie? - podparłam się na lewym łokciu i spojrzałam na jej piegowatą twarz skąpaną w świetle księżyca.
- Nie wiem, sama myślałam, że wykona jakiś ruch. Nic nie zrobił dzisiaj?
- Był nieco chamski... A może tylko ja tak to odbieram.
- On tak się zachowuje! Kiedy jest zdenerwowany albo mu zależy. Zawsze wychodzi mu zupełnie odwrotnie niż by chciał. - zaśmiała się
- W takim razie to musi być bardzo nerwowy człowiek... A co z Angeliną? Przecież oni są nadal razem.
- Niby tak, codziennie dostaje od niej sowy, ale najwyraźniej na nie nie odpisuje. Jak chcesz pogadam z nim jutro...
- Nie, myślę, że jakoś dam sobie z tym radę i przeboleję. Albo zupełnie dam sobie spokój.
- Jak sobie chcesz - westchnęła i odwróciła się spowrotem do ściany i żadna z nas się już nie odezwała.

czwartek, 27 grudnia 2012

III

Usłyszałem szybkie, zbyt ciche i lekkie jak na któregoś z chłopaków, kroki. Osoba zatrzymała się przed moimi drzwiami. Po chwili rozległo się cichutkie pukanie.
- Proszę - wychrypiałem. Drzwi powoli uchyliły się, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Hermiona.
- Cześć, mogę wejść? Szybko uciekłeś na górę...
- Jasne. Taa, nie lubię takiego tłoku. Tutaj jest o wiele przyjemnej - uśmiechnąłem się blado i spuściłem wzrok na własne dłonie. Znowu się zaczynało, czułem, że tryb "dupek" aktywuje się. - A ty czego tutaj szukasz? - niemal warknąłem.
- Emm... Szłam po bluzkę na przebranie i chciałam sprawdzić po drodze czy wszystko ok.
Skoro tak, to... Do zobaczenia na kolacji - ostatnie słowa brzmiały zupełnie bez wyrazu.
Odrzuciłem ją po raz kolejny.
Owszem, na początku, kiedy zauważyłem, że coś do mnie ma nie spodobało mi się to. Doskonale wiedziałem, że Ron coś do niej czuł i czuje do tej pory. Starałem się być zimny i nie dawać jej nadziei. Weszło mi to najwyraźniej w nawyk. Kiedy z nią nie rozmawiam jest o wiele łatwiej.

II

Przysięgłam sobie, że już nigdy więcej na niego nie spojrzę. Zbyt długo i zbyt dużo przez niego cierpiałam. Po pięciu latach ignorowania mnie miałam go już dość, ale jakoś nie potrafiłam tego okazać. Gdzieś w głębi chciałam żeby wreszcie zwrócił na mnie uwagę, miałam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Może mu się odmieni i uczucia jakimi darzył Angelinę jeszcze w tym roku wygasną? Złudne nadzieje. Karciłam sama siebie w duchu za myślenie o nim. Całe szczęście miałam książki - były moim azylem, portalem do innego świata, w którym mogłam się oderwać od tej marnej rzeczywistości.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Nie czekałam aż ktoś mi otworzy. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam stare, nieco spróchniałe drzwi.
Moim oczom ukazał się rozświetlony setkami różnych lampek i światełek hall z ogromnymi schodami po lewej stronie prowadzącymi na tak wiele kondygnacji dzielonych przez członków tej wspaniałej rodziny. Po prawej stronie była otwarta kuchnia, a za nią również otwarty salon połączony z ogromną jadalnią.
- Harry, Ron?! - krzyknęłam, to było jak automat. W tym momencie przypomniałam sobie o dwóch najlepszych przyjaciołach, których tak dawno nie widziałam. I wtedy usłyszałam jego głos.
- Hej, Hermiona! - był jak miód na moje serce, tak bardzo pokrzywdzone przez niego samego.
- Fred?! - wyrwało mi się. Nienawidziłam siebie za to. Usłyszałam kroki na schodach. Nie mogłam oprzeć się pokusie obserwowania jak rudzielec skąpany w popołudniowym słońcu spływa w moją stronę. Przywitał się w ł a ś n i e ze mną... Myślami byłam już bardzo daleko i wydaje mi się, że były zbyt piękne i głupio zaczęłam się uśmiechać, bo ten nagle spuścił wzrok i zaszył się w kuchni.
- Hermiona! - Ron zjechał po poręczy na sam dół, objął mnie i zakręcił wokół własnej osi. Za nim zbiegł Harry i też mnie przytulił. Nie zdawałam sobie sprawy jak mi ich brakowało. Ron ochoczo chwycił mój kufer, Harry złapał z drugiej strony i pomaszerowali w stronę pokoju Ginny z głupkowatymi uśmiechami na buziach.
- Gdzie pani Weasley? Nie słyszałam jej od kiedy weszłam.
- Polecieli z tatą na Pokątną. Załatwiają jakieś szkolne sprawy - wytłumaczyła mi najmłodsza i jedyna córka państwa Weasley wpychając kufer pod moje tymczasowe łóżko.
Zeszliśmy wszyscy do kuchni i zabraliśmy się do przygotowywania kolacji. George i Ginny robili kanapki, a Harry, Ron i ja nakrywaliśmy do stołu. Myślałam o tym gdzie też może być Fred. Wykręciłam się durnym wyjściem do łazienki i pobiegłam na górę.

środa, 26 grudnia 2012

I

- Harry, Ron?! - usłyszałem jej słodki krzyk z dołu. Była już w naszej Norze. 
Mój brat bliźniak musiał zauważyć poruszenie w moich oczach i zachowaniu, zmrużył swoje ślepia i wciąż mnie obserwując otworzył drzwi na oścież.
- Hej, Hermiona! - krzyknął w stronę przedpokoju nadal mierząc mnie wzrokiem.
- Fred?! - odkrzyknęła. George przestał mnie mierzyć za to na jego twarzy zagościł tryumfalny uśmiech.
Jego spojrzenie doprowadzało mnie do szału, więc po prostu wstałem z łóżka i przyłożyłem mu w głowę.
Wyszedłem z pokoju, chciałem brzmieć i wyglądać naturalnie, więc rzuciłem marne "Cześć, Hermiono!" schodząc po schodach. Cały czas patrzyła na mnie i uśmiechała się promiennie. Jej brązowa szopa zdawała się nieco połyskiwać. Wyglądała jak słońce. Przechodząc koło niej poczułem dziwne uczucie w żołądku, wszedłem automatycznie do kuchni by coś zjeść, ale na nic nie miałem ochoty. I pomyśleć, że czekają nas jeszcze trzy tygodnie wakacji zanim zacznie się szkoła...